Stetson jest synem dwóch matek - po zapłodnieniu zarodek znajdował się w ciele jednej kobiety, by po pięciu dniach zostać przetransportowany do drugiej. Cudowne dziecko dwóch matek. 1
Adrian ChimiakAdrian Chimiakrealizator i reportażysta Radia Opole z 20-letnim stażem. Wielokrotnie nagradzany za przenikliwe społecznie reportaże radiowe. Kończy właśnie książkę pod tytułem "Radio na wesoło, czyli chochlik w akcji".Radio to jest dość okrutne medium dla tych, którzy się mylą na antenie. W gazecie zawsze można coś poprawić przed owszem, ale czasem pomyłką można sobie zjednać sympatię słuchaczy. Zbyt poważni radiowcy nie są lubiani. To dotyczy także telewizji. Oglądamy na przykład wiadomości i nagle spiker się myli, podnosi rękę do ucha, gdzie ma słuchawkę, i mówi: tak, tak, tak… Potem przeprasza widzów, prostuje. Odbieramy to bardzo po ludzku, wybaczamy, bo pomyłka zdarza się każdemu. To samo dotyczy radia. Ale gdy ktoś myli się zbyt często?Wtedy traci uznanie słuchaczy. Albo gdy myli się raz, ale porządnie. Słynne "cudowne dziecko dwóch pedałów", które to słowa padły podczas kolarskiego Wyścigu wpadka. Ale to było chyba w telewizji, a nie w radiu. O ile pamiętam, to Polska bardziej się tym bawiła, a nie oburzała. Bo nie było jeszcze politycznej poprawności, gender i tak dalej. Ale wyjaśnijmy czytelnikom, dlaczego rozmawiamy. Pewnie dlatego, że piszę książkę o pomyłkach śmieszna? Pomyłka to jeden z ważniejszych motywów wielu książka będzie zbiorem takich lapsusów, najczęściej zabawnych, ale czasem smutnych lub zatrważających, gdy zahaczają o czarny humor. Pokażę też kulisy radia, specyfikę naszego zawodu. Bo przecież te pomyłki z niej właśnie wynikają. Towarzyszy nam tu spore napięcie, sprzęt lubi nawalić, ludzie bywają nieuważni, zagonieni. Czasem mamy dziwnych rozmówców. W radiu pracuję już grubo ponad 20 lat, często opowiadamy sobie różne anegdoty o wpadkach, zaśmiewamy się z nich. Postanowiłem to zebrać i opublikować. Koledzy się bo my nie jesteśmy bufonami, potrafimy się śmiać sami z siebie. To raz a dwa, że robię to za zgodą tych, którym zdarzały się wpadki. Po prostu wysłałem do wszystkich rozgłośni prywatnych i publicznych w Polsce, ale także do rozgłośni polonijnych, prośbę o opisanie mi takich sytuacji i dostałem mnóstwo zabawnych odpowiedzi, w sumie kilkaset opowieści. Niektóre takie sobie, ale inne przezabawne. Czy wielkie komercyjne radia, które tak dbają o swój wizerunek, że wydają nań miliony, chętnie się zgodziły na przypominanie swoich wpadek?One zdają sobie sprawę, że wizerunek tworzy się także uśmiechem. Ale nie takim sztucznym jak z photoshopa, lecz wywołanym przez naturalną ludzką opowieść o naturalnej ludzkiej pomyłce. Odpowiedziało nawet to potężne radio, którego pijany dziennikarz prowadził poranną audycję, co było hitem sieci kilkanaście lat temu? Tej historii u mnie nie ma, bo ja nie demaskuję kogoś, nie tropię tych wpadek, lecz czekam, aż mi je ktoś przyśle. Mówiłem już o pełnej dobrowolności takich zwierzeń. To mój warunek i gwarancja dla osób opisanych. Nie jestem dziennikarzem śledczym. Lecz Oskarem Kolbergiem polskiego radia? A Radio Maryja odpowiedziało? Niestety nie, choć odpowiedziało kilka rozgłośni rozśmiesz teraz od naszego podwórka. Radio Opole. Taka sytuacja. Trwa koncert życzeń. Zamówiono życzenia dla babci. Leci jakiś wierszyk i kończy się tak: długich lat w szczęściu życzą babci wnukowie Kevin i Jessica, dedykując jej utwór Andrea Bocellego "Time To Say: Goodbye".Pora powiedzieć: żegnaj. Babcia znała angielski?Tego nie wiem, ale wyszło jak z czarnej tak, jakby zafundować babci marsz pogrzebowy Chopina. No, dobrze, ale tu po prostu nie pomyślały wnuki, bo źle dobrały muzykę. A ja czekam na lapsusy słowne. Takie jak "cudowne dziecko dwóch pedałów".Ryszard Malitowski z rozgłośni w Zielonej Górze, czekał na wejście na żywo na antenę ogólnopolską. W radiu leci zapowiedź spikera warszawskiego "Halo, witamy Zielona Górę", a tu cisza…Przedłuża się, bo za szybą realizator gorączkowo wpycha kabelki w otwory, ale połączenia nie łapie. Cisza, cisza… Wściekły redaktor zrzuca słuchawki i na całe gardło krzyczy "A ja to pier…" i w tym właśnie momencie realizator wpycha kabelek do właściwego otworu. I cała Polska słyszy na żywo deklarację młodego Malitowskiego. Niedokończoną. Na literce "r" przytomny realizator ściągnął suwak w dół. Ale i tak wstyd, konsternacja, strach. Dziennikarz poleciał z roboty?Uratował go palacz którego królestwo mieściło się pod studiem radiowym. On miał w zwyczaju przeklinać na głos, gdy popił i szuflował koks. Wziął to na siebie za flaszeczkę. Reporter dostał tylko pouczenie, że na drugi raz powinien dokładnie zamykać okna, gdy prowadzi nie wyrzucili? Palacza? Wtedy? W PRL? To była klasa to wciąż jest nie to, o co mi chodzi. Bo to zostało podsłuchane. Inny świat wtargnął nagle w przestrzeń radiową wskutek pomyłki technicznej. OK. Oto przykład, gdy ktoś mówi coś świadomie na antenie i mimo to popełnia "babola". Koleżanka z naszego radia w czasie jednego z programów zaapelowała do słuchaczy, aby przysyłali na maila propozycje przedmiotów, które już dawno powinny się były zużyć albo zepsuć, a one trwają i nadal służą ludziom. I zaczęła odczytywać te maile: a to o 39-letniej lodówce "Mińsk", która do dziś świetnie się sprawuje, a to o butach pewnego słuchacza, które są tak stare, jak jego wspomnienia, ale żal ich wyrzucić. Było też o wiekowym samochodzie i meblach. Na koniec redaktorka zostawiła sobie wpis gastronomiczny i odczytała z radiowego profilu Facebooka: "A ja wciąż używam maszynki do mielenia babci". Dobre. Jak z tego wybrnęła?Nie próbowała. Bo została uświadomiona przez realizatora już wtedy, gdy emitowana była piosenka. Co lepiej? Przyznać się czy udawać, że nic się nie stało?Jeśli błąd poważny, to lepiej się cofnąć, przeprosić i sprostować. Zwłaszcza gdy dotyczy to błędów merytorycznych. Nie wolno wprowadzać słuchacza w błąd lub stwarzać takiego wrażenia u tych, którzy błąd wyłapią. Bo nie ma nic gorszego. Ale jeżeli to jest tylko przejęzyczenie, to można sobie odpuścić. Czasem ktoś zamiast Bob Dylan przeczyta Bob Dywan, bo tak mu poprawił program komputerowy - i co wtedy? Ma się cofać i tłumaczyć za komputer?Dalej, dalej…Pierwszy listopada. Godzina siódma rano. Reporter nadaje z prawie pustego cmentarza w Opolu. Pada pytanie: czy o tej porze jest już dużo ludzi? A on odpowiada na poważnie: nie, zaledwie kilka osób, które czyszczą swoje sarkofagi. Do relacji tego dnia nie miał też szczęścia reporter Radia Bydgoszcz, który do swojej korespondencji z tamtejszego cmentarza wygłosił zwyczajową formułkę: "Z cmentarza na żywo…". Nadal jesteśmy na cmentarzu. Jak Miro i Zbycho…Pewien doświadczony reporter wmieszał się miedzy ludzi robiących 1 listopada zakupy na przycmentarnych straganach i zgłosił gotowość do wejścia na antenę. Po czym zatrzymał starszą panią z siateczką ze zniczami i zadał jej pytanie: "Dzień dobry, jak się udały świąteczne zakupy?". Ten sam kolega pojechał kiedyś do domu kombatanta, chciał miło zakończyć rozmowę i powiedział: "Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć panu sto lat". I wtedy odezwał się kolega przepytywanego: "Panie, ale on ma sto dwa". Wszystkich przykładów nie zdradzę, bo chcę żeby ludzie jednak kupili książkę. Jeszcze kilka. Proszę w imieniu czytelników początku opolskich festiwali Radio Opole było ich współorganizatorem, w jury zasiadali nasi dziennikarze, ale przede wszystkim liczyły się transmisje na żywo, bez spikera. Podczas jednej wszedł na scenę mim. W telewizji nie ma z tym problemu, ale w radiu nagle zrobiła się mógł ktoś opowiadać, co robi mim?Nie, bo to by złamało zasady transmisji. Nie wolno nam tego było zrobić. Wielki kłopot, bo on się tam wygina na scenie, a w radioodbiornikach cisza przerywana jakimiś szmerami, szuraniem po scenie, delikatnym śmiechem widowni. Cały występ trwał około czterech minut. Radiowcy rwali sobie włosy z głowy, ale przekuto to w sukces: Radio Opole jako pierwsze na świecie przez 4 minuty transmitowało mima. Niewątpliwie mogliśmy wtedy zaistnieć w Księdza Guinnessa. To jakby transmitować w radiu pływanie rybek w akwarium. Radio nie znosi ciszy?Nie znosi, dlatego trzeba ciągle ją zagadywać. Nawet gdy czasem nie ma się nic do powiedzenia? To żadne tłumaczenie. Jeden z naszych kolegów mówi: tak, nie znam się na tym, ale jak trzeba, to coś opowiem (śmiech).Śmieszna robota w tym to jest rano, gdy przychodzi się do realizatorki i widzi się, jak dziennikarze ćwiczą aparat mowy, parskają jak konie, wykrzywiają twarz, usta… Mówią z korkiem z zębach?To takie popularne ćwiczenie, ale tu się już nie pije tak jak za komuny (śmiech).W gazecie też już nie. Mówiłeś o tym, że słuchacze potrafią wybaczyć, ba, obdarzyć sympatią kogoś, kto się pomylił, ale pokajał. Czy zatem niektórzy nie mylą się specjalnie, aby potem przeprosić i zyskać opinię fajnego faceta?Nie spotkałem się z czymś takim. Takie sztuczki byłyby ze szkodą dla wiarygodności, zwłaszcza w poważnych programach publicystycznych. Sądzę ponadto, że słuchacz od razu wyczułby fałsz takich zachowań. Co innego pomylić się naprawdę, a co innego odgrywać tobie zdarzyła się jakaś przygoda?W 1999 roku realizowałem nocny program prowadzony przez Krzysztofa Dobrowolskiego. Miał gościa, z którym rozmawiał o fotografii. Oni byli za szybą. Gdy skończyli jeden z wątków, Krzysztof uniósł rękę, co było znakiem, że pora na muzykę. Ale nic się na antenie nie pojawiło. Więc on poruszył drugi wątek, a w międzyczasie naciskał gorączkowo przycisk interkomu, żeby mnie wywołać. Niestety, nie miał szans, bo ja zasnąłem w swoim fotelu realizatora, na dodatek na popielniczkę. Odchylona głowa, otwarte usta? Dokładnie. Dziennikarz pokazał gościowi na migi, żeby ten kontynuował wątek, a sam wstał i na palcach opuścił studio. Gość był inteligentny, więc podjął grę. Dziennikarz wpadł do realizatorki, obudził mnie i przez długą chwilę chichraliśmy się z sytuacji, po czym on wrócił do studia rozbawiony, co gość przyjął z wyraźną ulgą, bo nie miał już o czym mówić. Dziennikarz przysunął sobie mikrofon do ust i nadal w szampańskim nastroju powiedział: jeśli ktoś z naszych słuchaczy przeżył tak zabawną przygodę jak nasz gość, to prosimy o kontakt. I tu konsternacja. Gość popatrzył oniemiały na redaktora. Czy pan wie, o czym ja mówiłem? No, o zdjęciach. Tak, ale ponieważ nie wiedziałem już, o czym mówić, opowiedziałem, jak przed laty musiałem zrobić zdjęcie nieboszczykowi w trumnie. Trumna była pochylona, a on ciągle się czy powody twego snu były, mhm, że tak spytam, naturalne?Jak najbardziej. Przemęczenie. Ale skoro dopytujesz o alkohol, to dostałem też taką anegdotę. Dziennikarz jednej z wielkopolskich rozgłośni pojechał PKS-em na daleką wieś. Jego bohater oświadczył, że nie powie, gdy nie dostanie wódki. I tak co kilka zdań. Więc pili, pili, pili… Kolega wrócił do domu w stanie agonalnym, a potem się okazało, że i tak nic się nie nagrało. Dawno temu robiłem wywiad z wybitnym kontrabasistą. W podobnych okolicznościach. Fantastyczny facet. Zapisałem cały zeszyt, ale rano nie umiałem odczytać ani jednego słowa. A redakcja bardzo liczyła na ten wywiad. To może teraz coś seksualnego?Na to czekamy!Jeden z redaktorów audycji pod wielce wymownym tytułem "Wszystko, czego pragniesz" tak oto zapowiedział cykl o języku polskim, którego autorzy od miesięcy tłumaczyli dzielnie jego zawiłości. "A teraz Beata Granatowska i Ireneusz Prochera wspólnie pobawią się językiem". Dasz mi się wyśmiać? Ha, ha, ha, ha… Już? Bo teraz będzie na poważnie. O śmierci. Kilka lat temu Radio dla Ciebie gościło w warszawskim studiu wróżkę Aidę. Zadzwoniła pani z Włocławka. Chciała się dowiedzieć, co ją czeka, a przy okazji zwierzyła się, że jej mąż źle się czuje, sapie, męczy się. Aida doradziła wizytę u lekarza. "Słyszysz, Stachu? - zawołała słuchaczka w głąb pokoju. - Stachu! Staszek! O, Jezus Maria, Staszeeeek!!!". Po audycji Aida i redaktor prowadzący zadzwonili do Włocławka pod numer, który zapisał się w komputerze. Okazało się, że pan Staszek zmarł podczas że chociaż nie z nudów. Jeśli już mamy się utrzymać w konwencji czarnego humoru. A owszem, bywają dziennikarze tak zachwyceni własnym głosem, że potrafią zanudzić słuchacza na pytam o nazwiska.Stanisław Pawliczak. Stanisław Pawliczak (ur. 20 stycznia 1937 w Poznaniu, zm. 14 listopada 1983 w Olsztynie) – polski dziennikarz sportowy, komentator TVP, osobowość telewizyjna, działacz sportowy . Relacjonował m.in.: kolarski Wyścig Pokoju, letnie igrzyska olimpijskie ( 1972, 1980 ), piłkarskie mistrzostwa świata 1982 w Hiszpanii [1].
Liczba wyświetleń: 960Słowo „pedał” w odniesieniu do orientacji seksualnej ma wyraźnie pejoratywne zabarwienie. Powiem więcej: jest brzydkie, po prostu chamskie. Ale takie przyjęło się w zbiorowej świadomości. Brzemienna w skutkach dla osób kochających inaczej okazała się “Biblia”. W “Księdze Rodzaju” (19-7) i “Księdze Kapłańskiej” (18-22) znalazły się zapisy piętnujące współżycie osób tej samej płci. Zostały one powtórzone w Nowym Testamencie w listach do Rzymian, Koryntian i czasach cesarza Teodozjusza Wielkiego za intymne kontakty męsko-męskie została zadekretowana kara śmierci. I to okrutna – poprzez spalenia na stosie. W średniowieczu karę tę utrzymał w mocy Sobór Laterański III w 1179 roku, co wpłynęło na późniejszą histeryczną stygmatyzację osób homoseksualnych. Przez wiele stuleci „pedały” były oskarżane o uprawianie sodomii, podobnie jak zwolennicy „bezpośrednich” kontaktów ze zwierzętami. Trzeba jednak pamiętać, że sodomia w niektórych językach, przynajmniej w angielskim, oznacza stosunek analny. I to zarówno między osobami tej samej płci, jak i heteroseksualny. Stąd już bardzo blisko do traktowania jej jako synonimu pederastii i tak też występuję w słownikach starszego typu…CUDOWNE DZIECKO DWÓCH PEDAŁÓWDo nas „pedał” dotarł zapewne za pośrednictwem Anglików. Faggot oznacza , bowiem wiązkę chrustu lub kawałek drewna przeznaczony na podpałkę. A pedały, choćby w krosnach, wykonywane były z drewna…Samo słowo niekiedy wzbudzało pogardę, albo rozbawienie. W PRL celował w tym znany komentator sportowy… Bogdan Tomaszewski. Zwłaszcza podczas transmisji z Wyścigu Pokoju. Do klasyki gatunku przeszły jego dwa cytaty z lat 1970., za które później przepraszał. Jeden o Ryszardzie Szurkowskim wieloletnim mistrzem kolarskim Polski. Szurkowski to cudowne dziecko dwóch pedałów. Albo: Jadą. Cały peleton. Kierownica przy kierownicy. Pedał przy pedale. A trudno podejrzewać zmarłego niedawno nestora dziennikarstwa o prostacką negatywny wydźwięk ma również „pederastia” i rzeczowniki pochodne. Pierwotnie jednak jego grecki źródłosłów (paiderastia) oznaczał miłość do chłopców. W antycznej Helladzie, w gimnazjonach, dość powszechne były stosunki seksualne pomiędzy starszymi doświadczonymi mężczyznami, a wybranymi przez nich młodymi „oblubieńcami”. Po dziś dzień niektórzy z badaczy chcą w „pedale” widzieć skróconą formę od „pederasty”.W latach 20. XX wieku pojawiło się jednak słowo znacznie mniej złowrogie dla osób o odmiennej orientacji płciowej. Gay (spolszczone: gej) to człowiek wesoły, lekkoduch, choć czasem nieco rozpustny. W tym czasie, gdy ekspansję przeżywało radio, w Berlinie, w Paryżu, Londynie działały liczne kabarety, a „chłopczyce” stały się symbolem pierwszej rewolucji seksualnej. Gej był outsiderem, który sprzeciwiał się mieszczańsko-filisterskiej uwaga: wciąż zamiast geja funkcjonuje w mowie potocznej wiele wulgarnych i obraźliwych określeń jako jego „ciemny synonim” (pedryl, ciota etc.), a „bardziej oświeceni” wolą zimne, medyczne, odhumanizowane pojęcie „homoseksualista”. Przypomina mi to okres spędzony w prosektorium, kiedy prowadzący ćwiczenia zakazywał posługiwanie się takimi „kwiatkami językowymi” jak „trup”, „nieboszczyk” czy „denat” i kazał mówić o ciele leżącym na stole jako o „preparacie” albo „materiale”.Na koniec tego nieco przydługiego wstępu mały paradoks. Otóż panie nie miały takiego szczęścia i ich „jednostronna orientacja” nie doczekała się takiego bogactwa nazewniczego jak męska. Dość przestarzałe safizm (od greckiej poetki Safony, która w VI wieku pisała hymny miłosne do dziewcząt) czy trybadyzm (z gr. tribein, stykać się intymnymi częściami ciała) zostało zastąpione terminem „miłość lesbijska”, (od wyspy Lesbos, na której Safona prowadziła coś w rodzaju pensji dla panien), a uprawiające je damy stały się lesbijkami, choć w niektórych „prawdziwie męskich” środowiskach po prostu lesbami (w przybliżeniu niemiły odpowiednik pedała). Czyżby i tutaj dał znać o sobie seksizm?I jeszcze parę słów o osobistej inspiracji napisania tego tekstu przeze mnie, osobę czysto heteroseksualną. Otóż w 1985 roku nasza kochana Milicja Obywatelska (MO) przeprowadziła na wskroś bezprawną akcję „Hiacynt”. W końcu ówczesny Kodeks karny nie przewidywał żadnych sankcji dla tych, którzy kochają inaczej. Prowadziłem wówczas dość burzliwe życie studenckie i pewnego wieczora zajrzałem do jednej z knajpek przy Krakowskim Przedmieściu. Nie wiedziałem, że był to ulubiony lokal gejów. Ba, w ogóle nie miałem świadomości, iż takie przybytki istnieją… Przy kolejnej lufie winiaku nagle w lokalu zaroiło się od nieznanych mężczyzn, którzy dyskretnie pokazali stosowne legitymacje i kazali się całemu towarzystwu zbierać. Byli nawet dość uprzejmi i pozwolili dopić…Potem krótka podróż suką na Mostowo (ówczesna komenda warszawska MO mieściła się w Pałacu Mostowskich) i rozpoczęła się cała procedura…Odciski palców, zdjęcia z przodu i z profilu, w atmosferze wesołości, niewybrednych żartów i niedwuznacznych wskazań na plakaty roznegliżowanych dziewczynek jako tym czymś (cytat dosłowny) czym powinniśmy się interesować…Puszczono nas dość szybko, bez konsekwencji. Trzy lata później dostałem nawet paszport na swoją pierwszą podróż za wielką wodę, choć nie wiem czy zawdzięczam to temu, że dla bezpieki byłem bezwartościowy jako kapuś, czy znajomej z biura paszportowego…Niesmak jednak pozostał, a i różowa teczka pewnie również…ŁATWIEJ NIENAWIDZIĆ…Niechęć do kogoś innego, z kim trudno się utożsamić, rodzi się z obawy przed nim, lub z myślowych stereotypów, którymi impregnowano kolejne pokolenia w mniej lub bardziej wadliwych procesach wychowawczych. Dlatego taką sławę zdobył film Davida Griffitha, Nietolerancja z 1916 roku, który pokazał do czego ona prowadzi…Stereotypy były zresztą obecne zawsze. Zapewne już w paleolicie człowiek wypracował w swym umyśle podstawowy kanon zagrożeń, żyjąc w niezbyt bezpiecznym środowisku naturalnym. Szybko nauczył się rozpoznawać „obcego” jako swego antyczna Hellada i Cesarstwo Rzymskie, przynajmniej przed wprowadzeniem chrześcijaństwa, które odznaczały się wysokim stopniem tolerancji w sprawach seksu, były przesiąknięte przesądami i stereotypami, wśród których dominował podział na świat ludzi cywilizowanych i barbarzyńców. A stąd już tylko jeden krok do zracjonalizowania prześladowań tych gorszych i doskonałe uzasadnienie zaryzykować stwierdzenie, że człowiek (zapewne z wyjątkami) nie rodzi się zły. Być może przychodzi na ten padół łez po prostu… nijaki, a garstka cynicznych cwaniaków tworzy ideologie, aby przeciętny zjadacz chleba szedł mordować, gwałcić i rabować z uśmiechem na ustach i przekonaniem, że działa w słusznej I KARA…Penalizacja stosunków homoseksualnych ma bardzo długą tradycję. Kodeks asyryjski z końca XI wieku przewidywał za nie kastrację, a jest on zapewne kontynuacją starszych semickich tradycji prawnych, zapisywanych w rozmaitych dokumentach i inskrypcjach. Nie wiemy przecież kiedy powstała Księga Rodzaju, bo znamy ją tylko z hellenistycznych odpisów. Zważywszy jednak na fakt jej dosłownego uznania przez ortodoksyjnych żydów możemy założyć, że mogła być wcześniejsza od Kodeksu antycznej tradycji również zdarzały się wyjątki, ale bardziej za sprawą rozwiązłości, aniżeli jej treści. O sianie zgorszenia został oskarżony sam Sokrates, który w więzieniu, po odmowie uznania swoich win i wyrażenia skruchy, wypił cykutę i w ten sposób sam wymierzył sobie najwyższy wymiar kary. W 186 roku senat rzymski pod wpływem konserwatystów pokroju cenzora Marka Katona Starszego wytoczył publiczny proces uczestnikom Bachanaliów. Choć były one oficjalnym świętem ku czci Bachusa, podczas którego władze przymykały oko na obyczajowe występki, miarka się przebrała i kilka tysięcy uczestników zostało straconych. Przy okazji ujawnienia nadużyć natury seksualnej udało się wykryć wiele pospolitych mordów, gwałtów, rabunków, a nawet … spisek państwowy. Czy te dwa wydarzenia zapoczątkowały ponurą tradycję procesów politycznych pod przykrywką kryminalnych? Trudno powiedzieć, ale wieki późniejsze zdają się potwierdzić takie przypuszczenie…W średniowieczu największym echem odbił się proces templariuszy wytoczony zakonowi przez króla Filipa IV Pięknego przy pomocy papieża Klemensa V. Francuski monarcha, likwidując bogaty zakon, chciał się pozbyć kłopotliwych długów, a przy okazji zagrabić jego dobra. Obu towarzyszył tajemniczy Wilhelm de Nogaret, który był ślepym wykonawcą zbrodniczych decyzji Filipa. Co więcej, rycerzy- zakonników oskarżono nie tylko herezję, ale i o… sodomię, aby łatwiej przypieczętować wyrok śmierci. Po siedmiu latach tortur i upokorzeń istotnie, w 1314, wielu z nich zostało na nią skazanych. Ale już na stosie, sędziwy wielki mistrz templariuszy, Jakub de Molay odzyskał siły i gromkim głosem wezwał na sąd boży wszystkich swych prześladowców jeszcze tego samego roku. I… słowo ciałem się stało. Niegodziwy król, wiarołomny papież i łotr spod ciemnej gwiazdy Wilhelm nie doczekali kolejnego Sylwestra, co stało się powodem mrocznej legendy o klątwie wielkiego trzydziestoletnia, najkrwawsza wojna religijna w dziejach, i późniejsze prześladowanie innowierców, którym towarzyszyły pomówienia o rozpustę i sodomię, to pasmo fałszywych oskarżeń, tortur i cierpienia, które nie wiele miały wspólnego z dociekaniem tym tle dość dobrze wypada Rzeczypospolita, która wprawdzie nie wprowadzała jakichś szczególnie drastycznych regulacji prawnych w zakresie obyczajowości, ale respektowała nakazy wiek, w którym ludzkość wkroczyła w erę niebywałego postępu technicznego, nie okazał się wiele lepszy w zakresie tolerancji obyczajowej, niż poprzednie stulecia. Odeszły wprawdzie w przeszłość stosy, ale homoseksualizm nadal był piętnowany przez ogół społeczeństw i co za tym idzie Wilde pod koniec XIX wieku odbył karę dwóch lat ciężkich robót za podobne praktyki, a konstytucja republiki weimarskiej z 1919 także przewidywała kary dla kochających Związku Radzieckim władza rewolucyjna początkowo nie była zainteresowana intymnym życiem swych obywateli, a seks męsko-męski został nawet „zalegalizowany” w 1922. Jednak po dojściu do władzy Stalina sytuacja uległa zmianie, bowiem żaden aspekt życia nie mógł pozostawać poza kontrolą. Tak więc znany artysta Michaił Aleksiejewicz Kuzmin (1872-1936) musiał ukrywać swój związek z litewskim poetą Osipem przynajmniej oficjalnie nie tolerowali homoseksualizmu. Nie zmienia to faktu, że nawet w kręgach najbardziej zaufanych współpracowników Adolfa Hitlera znaleźli się…geje. Szef paramilitarnej organizacji SA, Ernst Röhm, nawet się specjalnie z tym nie krył. Kiedy w czasie „nocy długich Mozy” SS-mani przyszli, by go zabić, był w łóżku w towarzystwie trzech atletycznych młodzieńców. A jednak nie chciał uwierzyć, że rozkaz jego egzekucji wydał sam ukochany führer i zmarł z jego imieniem na ustach…W okresie rządów hitlerowców ponad sto tysięcy „pedałów” trafiło do obozów koncentracyjnych. Po wojnie wypuszczono ich na wolność, ale… w wielu wypadkach trafili do więzień. Artykuł 175 kodeksu karnego republiki weimarskiej, przewidujący kary więzienia za to „zboczenie”, obowiązywał nadal… Co ciekawe represje tylko w niewielkim stopniu dotknęły kobiet. Liczba uwięzionych lesbijek szacowana jest na… kilkanaście. A przyczyną ich izolacji były donosy przez odrzuconych kochanków, najczęściej funkcjonariuszy tajnej policji. Ich los jednak nie był do pozazdroszczenia, gdyż były zmuszane do prostytucji w obozowych więźniowie nie doczekali się również odszkodowań za swe cierpienia, bowiem drastyczne przepisy zostały częściowo złagodzone dopiero na początku lat 70., a pełne równouprawnienia w RFN nastąpiło dopiero w 1993…W Berlinie stanął nawet pomnik holokaustu gejów, gdyż znaczny ich procent straciło życie. Monument znalazł się niedaleko podobnego, upamiętniającego tragedię Żydów, co wzbudziło protesty Izraela. Zresztą państwo to po dziś dzień nie zezwala na małżeństwa jednopłciowe, choć jego obywatele mogą zawierać je za granicą, podobnie jak możliwa jest zagraniczna adopcja dzieci przez homoseksualne pary.„PEDAŁ” TURING POPEŁNIA SAMOBÓJSTWODemokratyczny świat Zachodu także ma niejedno na sumieniu. Do najtragiczniejszych postaci należał brytyjski matematyk Alan Turing, twórca maszyny nazwanej jego imieniem, która dała początek komputerom. Jako człowiek zaangażowany w badania naukowe pod auspicjami wojska, był szczególnie narażony na inwigilację i sprawdzany pod każdym kątem. W 1952 kiedy jego skłonności wyszły na jaw, został zmuszony do podjęcia kuracji hormonalnej, w wyniku której zaczął cierpieć na ginekomastię (nadmierny rozrost piersi u mężczyzn) i depresję. Dwa lata później popełnił samobójstwo. Dopiero w 2009 publicznie zrehabilitował go premier Gordon Brown, a podobny gest wykonała królowa Elżbieta II zaledwie dwa lata temu….Obecnie homoseksualizm nadal jest objęty sankcjami w 77 krajach, przy czym tylko w 47 spośród nich panie znalazły się w równoprawnej sytuacji z panami. W 30 karane są wyłącznie „pedały”, a lesbijki mogą bezkarnie przytulać się do siebie czy całować. A więc znów przejaw seksizmu?Surowe kary, włącznie z karą śmierci, konsekwentnie stosowane są w większości krajów islamskich. Nieprzejednane stanowisko w tej sprawie zachowują Arabia Saudyjska, Iran, Afganistan, Mauretania, Jemen czy Somalia. Podobnie postępują władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, choć dominujący wśród nich Dubaj nieco złagodził swoje prawo i przewiduje za gejowski seks maksymalnie 10 lat pozbawienia wolności. Na niechlubnej liście znalazło się również jedno państwo europejskie: Czeczenia. W tej dawnej kaukaskiej „kolonii” rosyjskiej fundamentalizm przybrał tak na sile, iż za zakazaną miłość można stracić dziwniejsza sytuacja ma miejsce w Malezji i Indiach, które w latach 2009-13 przywróciły kary dla czynnych homoseksualistów, po kilku dekadach od jej krajem, który zaprzestał karania gejów była Francja. Dzięki Wielkiej Rewolucji już w 1791, przynajmniej oficjalnie, intymne kontakty osób tej samej płci przestały być ścigane. Czy jednak miało to znaczący wpływ na sytuację gejów? I tak i nie. Z jednej strony został poczyniony wyłom w monolicie europejskich kodeksów karnych wyrosłych na gruncie tradycji chrześcijańskiej i etycznych norm narzuconych przez Kościół. Z drugiej zaś miało to niewielki wpływ na mentalność, która nie poddaje się tak łatwo zmianom, co widać do dzisiaj…MEDICE CURA TE IPSUMWpływ na stosunek do homoseksualizmu przez długi czas wywierali lekarze. Aż do czasów twórcy psychoanalizy Siegmunda Freuda świat naukowy stał ma stanowisku, że jest to choroba, którą można i należy leczyć. Jednak ani izolacja, ani brutalne metody behawiorystyczne, które opierały się na wyrabianiu odruchów u „chorych’ i zmianie ich preferencji seksualnych nie dały spodziewanych rezultatów. Trudno zresztą przypuszczać, aby obrzydzanie partnerów tej samej płci za pomocą elektrowstrząsów podczas prezentacji filmów pornograficznych mogło dać pożądany skutek. Równie nieskuteczne okazywały się próby skłonienia „pacjentów” do masturbacji w trakcie innych filmów z bohaterem płci przeciwnej. A ściślej bohaterką, gdyż osadzonymi w podobnych „ośrodkach terapeutycznych” byli przeważnie psychiatrii bardzo długo nie mogli znaleźć konsensusu między wynikami badań, a obowiązującymi… normami obyczajowymi, tak aby nie wyjść z jednej strony na głupców, a z drugiej nie narazić się na zarzut bezbożnego cynizmu. W 1973 roku Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne, w wyniku głosowania, usunęło ze swego spisu chorób… homoseksualizm. Wkrótce potem w jego ślady poszła Światowa Organizacja Zdrowia…Tak zwana szkoła terapii konwersyjnej (reparatywnej), choć wielokrotnie potępiana przez wybitnych psychiatrów ma się nadal dobrze i wciąż funkcjonuje w wielu krajach, w tym USA i w Polsce. W naszym kraju gościł nawet jeden z jej zagorzałych zwolenników i propagatorów Richard Cohen (ur. 1952), który twierdzi, iż byłem gejem i został z tego wyleczony. To prawda, że ma obecnie zonę i troję dzieci, ale czy był prawdziwym homoseksualistą czy może biseksualistą, a więc osobą zdolną do współżycia niezależnie od płci, a jedynie od atrakcyjności partnera to już zupełnie inna spawa. Biseksualiści są znacznie liczniejsi, aniżeli zdeklarowani homo, którzy nawet nie eksperymentują z osobami przeciwnej ośrodki terapii konwersyjnej współpracują z instytucjami religijnymi, nierzadko otrzymując wsparcie lokalnych hierarchów, jak miało to miejsce w Lublinie w przypadku ośrodek „Odwaga”, który otaczał opieką zmarły niedawno arcybiskup Józef Życiński. Rzecz jasna w tych ośrodkach odchodzi się od brutalnych metod wdrukowania odruchów. Jednak piętno „czegoś nienormalnego” pozostaje…A przecież nawet w literaturze można odnaleźć jakże romantyczne świadectwa miłości homoseksualnej. W starożytności przekazali je wielcy lirycy greccy czy filozofowie jak choćby Platon w swoich „Dialogach”, a dzisiaj możemy o niej czytać choćby w prozie Marcina Szczygielskiego, wieloletniego partnera znanego krytyka filmowego Tomasza Raczka…Nic dodać nic Leszek Stundis Ilustracja: Paul Cadmus (obraz “Finistere” z 1952 r.) Źródło: